17 października drugie klasy plastyczne i kulturoznawcza pod opieką wychowawczyni, pani Wioletty Rembiałkowskiej oraz pani Marty Grzyb wybrały się na film „Twój Vincent” – pierwszą na świecie pełnometrażową animację malarską, opowiadającą o ostatnich tygodniach życia Vincenta van Gogha i jego tajemniczej śmierci. Film w całości został namalowany farbami olejnymi techniką naśladującą styl wspomnianego malarza. Twórcy niekonwencjonalnie podeszli do tematu i zamiast zwykłej biografii, dali nam film kryminalny. Razem z głównym bohaterem, Armandem Roulinem, poznajemy historię Vincenta, który na prośbę ojca ma dostarczyć ostatni wysłany list malarza do brata. Jednak dowiedziawszy się, że odbiorca nie żyje, Armand wyrusza na poszukiwanie kogoś, komu mógłby wręczyć przesyłkę w zastępstwie. Jednak o fabule nie ma co się za bardzo rozpisywać – film trzeba zobaczyć i tyle. Od strony plastycznej – mistrzostwo, ewenement. Czas spędzony w kinie minął jakby okiem mrugnąć. Zdecydowanie polecam obejrzeć, nawet jeżeli nie jest się zainteresowanym biografią malarza, ponieważ jest na co popatrzeć.
(Magda Szmygin, 2d)
We wtorek, 17 października, odwiedziliśmy kino, aby zobaczyć film „Twój Vincent” i – cóż za zaskoczenie – nie był on dziełem sztuki.
Jest to film w reżyserii Doroty Kobieli i Hugh Wielchmana. Hugh nie ma w swojej historii doświadczenia z tworzeniem filmów, lecz Dorota wyreżyserowała kilka (między innymi: „Małego listonosza”, „Szkiców Chopina” i „Listu”);niestety, większość z nich osiąga jedynie ocenę OK – 5/10. „Twój Vincent” zbiera pozytywne noty w Internecie, osiągając nawet 7.9/10 w serwisie Mediakrytyk. Dlatego, idąc na do kina, miałem pozytywne nastawienie i oczekiwałem dobrze wykonanego filmu. Zamiast tego, zmarnowałem półtorej godziny życia, słuchając słabych dialogów i oglądając krzykliwą animację. Nie zrozumcie mnie źle, kawałki filmu były dobrze wykonane, ale łącznie stanowiły one mniej niż 1/5 filmu.
Animacja została przekalkowana z wcześniej nagranych scen z aktorami. Każda z nich zawierała paletę kolorów godną daltonisty. W wielu scenach jedynym animowanym elementem była pojedyncza postać i dwa centymetry tła wokół niej, a jakość animacji przez cały film przechodziła od OK do totalnie beznadziejnej.
Fabuła filmu jest bardzo rozciągnięta, co skutkuje nieracjonalnymi decyzjami bohaterów i dialogami brzmiącymi jak opowiadanie fan-fiction gimnazjalistki. W wielu momentach zadawałem sobie pytanie, dlaczego postać coś powiedziała, a dwie sceny później dowiadywałem się, że służy to tylko przepchnięciu akcji dalej. W środku filmu tematyka zmienia się diametralnie. Film zaczyna przypominać kryminalną historię, która w rezultacie została zakończona przed ujawnieniem sprawcy. Zakończenie wydawało się wykonane w pośpiechu.Choć film ma w tytule imię sławnego malarza, produkcja ma z nim tylne wspólnego co z dobrym kinem. Podczas seansu wielokrotnie nudziłem się tak bardzo, że zaczynałem zauważać błędy w scenografii lub leniwą animację tam, gdzie widz miał się nie patrzeć. Szklanki i kieliszki, opróżnione przed sekundą, nagle były znów pełne, znikały i pojawiały się przedmioty… Łatwo jest pójść tą drogą, licząc, iż widz nie zauważy, jednak niektórzy zauważają. Czy nie lepiej po prostu dobrze to zrobić? Najwyraźniej nie.
Podsumowując, film – pomimo wysokiej oceny na forach – nie sprostał oczekiwaniom wielbicieli tego gatunku. Wykonanie było poniżej przeciętnej, główny bohater był mniej interesujący od mokrego tosta, a wszystkiemu towarzyszyła krzykliwa animacja. W mojej ocenie 3/10 (nie polecam osobom z epilepsją).
(Wojtek Skrobisz, 2c)
Fot. mat. pras NEXT FILM